Wiosna
Kiedyś wiosny były inne. Tata opowiadał, że w końcu marca przychodziła już wiosna. Zimy były mroźne i śnieżne. Oczekując na wiosnę zwracano uwagę na każde przysłowie. „Święty Walenty /14 luty/ łamie lub wzmacnia pręty” – dotyczy to twardości lodu. „ Święty Maciej /24 luty/ zimę traci albo ją bogaci”, „na świętego Kazimierza wyleci skowronek z perza „, na świętego Grzegorza pójdzie zima do morza”, „na zwiastowanie przylecą bocianie”. Nie w każdym roku to się sprawdzało – ale żyło się nadzieją. W latach dwudziestych – po „Matce Boskiej Otwornej” /25 marca/ – orano już pole, żeby posiać groch i owies. Wypędzano krowy do lasu – żeby „polatały” i nieraz długo pochodziły, nie śpiesząc do obory. Zaczynały przylatywać bociany.
Marzec był najlepszym miesiącem na przygotowywanie drzewa na opał. Mężczyźni siedzieli w lesie, kopiąc lub zrzynając drzewa na opał lub do budówki. Zwożono później je na podwórze – rżnięto, cięto i układano na stosie do wysuszenia. W lecie nie było na to czasu, za to dobrze wyschło.
Gdy zbliżały się święta wielkanocne, kobiety zaczynały robić porządki w domach. Trzeba było wybielić mieszkania, uporządkować w komorze, pranie, suszenie i inne prace, które można było wykonywać, bo już było ciepło. Kto miał trzy izby, przenosił się na lato z dużej izby do małej i alkierza, a duża była wolna.
W wielkie dni – gospodynie oprócz przygotowywania do świąt i pójścia choć jednego dnia do kościoła, musiały przygotować wykupy dla chrześniaków a miały ich nieraz i kilku. Najważniejszym składnikiem wykupu były „kruki” – pisanki. Był z tym kłopot, bo nie zawsze kury naniosły tyle jajek. Trzeba było nieraz pożyczyć od sąsiadki. W wykupie powinno być przynajmniej 7-8 jajek, bułka /sobie pieczone ciasto/ i dobrze gdy było kawałek kiełbasy.
Gotowanie i farbowanie jajek zajmowało nieraz cały dzień. Starano się, żeby były różne kolory – a farb było mało. Mieszano ze sobą farby, malowano w łupinach cebuli itp.
Miejscowe „chrześniaki” z samego rana w drugi dzień świąt przychodzili po wykup. Dalszym zawoziło się lub przyjeżdżali z rodzicami w odwiedziny – bo byli to przeważnie kuzyni.
Od początku wiosny – a w święta już zawsze dzieci latały boso. W pierwszy dzień świąt i drugi do południa nie wolno było oblewać się wodą. Po południu trzeba było uważać, żeby nie oblać w świątecznym ubraniu. Do oblewania i gościn był trzeci dzień świąt tzw. „wolny”. Kto miał zamiar iść oblewać, lub spodziewał się, że może być oblany ubierał się w „byle co”, bo i tak trzeba było dwa lub trzy razy się przebierać. Oblewano się i cały dzień jak była dobra pogoda.
Z nastaniem cieplejszych dni gospodarze szli do prac w polu – wywóz obornika, orka, siewy zbóż jarych, przygotowanie ziemniaków do sadzenia i sadzenie. Ziemniaki sadzono ręcznie „pod motykę” i „pod skibę”. Pod skibę było lżej i szybciej, bo wrzucało się kartofle na gnój do bruzdy i przyorywało drugą skibą.
Gospodynie miały dodatkowo zajęcie z sianiem rozsady – kapusty – żeby gdy dorośnie przesadzić ją na pole. Dawało się też wczesną wiosną kurze „siedzieć na jajkach”, żeby mieć swoje kurczaki – a później kury. Kury na jajkach siedziały w sieni lub komorze, żeby miały względnie ciepło, żeby nie zaziębiły jajek. Po wylęgnięciu się kurczaków trzeba było stadka pilnować, żeby kot lub pies nie pożarł, a na dworze, żeby wrona nie porwała.
Dzięki licznym rodzinom jakoś z tym wszystkim dawano sobie radę.
P i e ś n i p r z y ż n i w a c h
Dożynki
Opowiadała 30-letnia Marysia Kaczorek
Baranowo, dnia 25.VIII.1931 r.
Na Kurpiach zboże żną sierpami i garstkami układają wzdłuż oziemka albo
sieką kosami tak, jak to bywa już wszędzie. Kładą formonami na odziemku, a gdy uschnie dostatecznie, wiążą i wożą do stodół. Bywa i tak, że od razu za odbieraczkami idzie ktoś trzeci i wiąże snopki, które po skoszeniu całego ociemka zbierają i ustawiają w mendle lub dziesiątki.
Żniwa na Kurpiach rozpoczyna się mniej więcej więcej połowie lipca. Na piaseczkach bowiem zboże dojrzewa wcześniej, aniżeli na ziemiach cięższych. Znakiem, po którym poznaje się, że zboże dostatecznie już dojrzało do zbioru jest łamanie się ziarna w palcach. Sierp jest tu jeszcze w dość dużym używaniu.„Żną” sierpem, ale już i „sieką” kosami. „Zynacki” żną sierpami i „garstkami” układają „furgony” wzdłuż „oziemka” lub „zagona” kłosami poza siebie a „odziemkiem” -„knoziami” do siebie. Po dwóch dniach robią ze słomy „pasy” na polu i wiążą formony w snopki, które następnie znoszą i ustawiają w „dziesiątki”. Każdy „dziesiątek” liczy 12 snopków. Dziewięć stoi, a trzema nakrywają. Jeżeli żniwa są dżdżyste, snopki ustawiają pod „kokoskę” tj. dziewięć snopków ustawiają obok siebie. Dziesiątym, kłosami rozpostartymi niby czapką, nakrywają.
Przy docinaniu ostatniego oziemka /zagona/ żniwiarze pozostawiają maleńką kępkę kłosów / do jakichś 30 roślin/, zwykle przy samej drodze i to nazywają „plonem”. Dziewczyny wiążą u góry kłosy i stroją różnokolorowymi wstążeczkami i polnymi kwiatkami. U doły zaś oczyszczą z zielska i chwastu wszelkiego i stawiają między kłoskami maleńki kamyk, a na nim kawałek razowego chleba, czasami i ksynę soli. W około „ plonu” wypiełają „stecuskę” i wyprowadzają takową do samej drogi. Mówią przy tym „idż plonie, do drugiego gospodarza, niech i on zrobi „plon”.
Powszechnym jest zwyczaj oborywania „plonu”. W momencie, kiedy chłopcy najmniej się spodziewają, chwytają dziewczyny jednego z nich za nogi i ciągną i go po rżysku wokoło plonu. Starają się zawsze oborać „plon” synem gospodarza. A śmiechu przy tym pełno. Zwłaszcza śmieją się ci którzy uniknęli wypadku.
Oborywanie ma tu znaczenie symboliczne, aby się zboże na przyszły rok urodziło.
Nie przyjęte jest żeby chłopcy oborywali plon dziewczynami.
Z najpiękniejszych kłosów wybranych przez dziewczyny ze snopków robią „równiankę”, którą przewiązują nitką lub wstążką przy samych ziarnach. A ze słomek dolnych, które równiutko przycinają, tworzą „warkoc” we trzy „splitki” i z taką równianką idą do gospodarza, śpiewając po drodze odpowiednie przyśpiewki.
Należy tu dodać jeszcze, że dziewczyna, która żnie sierpem na ostatku, nazwana jest przez wszystkich pogardliwie „na kiernozi”. „O, Maryna ostała na kiernozi” „Maryna na kiernozi jajka pod.. skrobzie”.
Pochód uroczysty do gospodarza prowadzi przodownica, która też niesie w ręce plon
W czasie drogi do domu gospodarza na posiłek, lub w czasie posiłku podanego na polu, śpiewano tzw. pieśni żniwne.