Gadki kurpiowskie

Sylwestrowe Wspomnienia

Zies co Jozef . Jek tyś opoziedział swoje wspomniania o sylwestrze. To i mnie sia przybaceły dawne casy. Opoziam ci jak ja spadziołem sylwestra w młodym zieku. Było to tak po wojnie, ćterdziesy osmy, moze dziewiąty rok. Dobrze sia kolegowalim z chłopakani z Browaru, teraz mozią Czarnotrzezia. Zaprosieli mnie i Franka Jonkowego na muzyke. A traśieło ze to beła niedziela ostatniego grudnia. Beł to Sylwester.
Coć w tech latach sylwestrowek nie beło. Nieli dla nas dziewcaki. Dal wszystkich ze wsi by niestarceło, bo i u nich chłopakow było ziancej niż dziewcakow. Wybralim się w ojca Frankowego kobełke. Pozwolił mu ojciec jechać, bo ziedział ze o kobełke i on dba to w drodze jej nie zdybzicha. Pojechalim tylko zajdkani, bo po co było sanie brać, a śragi tez nie nieli. Ubralim się w sukmanki, syje owzinęlim takieni kraciasteni salani, przerzuconymi jednem brzegiem na plecy, buty z cholewami, raz ze było zimno a po drugie żeby jeko tako wyglądać. Na nogi wzielim derkę, bo to mroz i kawał drogi. Wyjechalim tak około siódmej, bo wcześniej bylim na wsi i po trochu u Kadzinierzowych wypsielim. Nie chwalelim się ze jadziam, choć i tak ziedzielim ze się później wyda.
Kobełka leciała rażno. Przy oborskiej drodze skręcilismy prosto przez las. Zapaleliśmy papierosy i jadziam dalej. Podjechalim szosą kawałek, naraz kobełka się zatrzymała. Co to znowu. Zidno było doseć, bo niesiac śwecioł bystro. Nawet boł w capce dookoła, bo się zanosiło na znianę pogody. Mnie się zaraz przybaceło ze jesteśmy naprzeciwko salonego bagna. Tak nazywali bagno pod Cerzieńskani…
Podobno kiedyś topsieło się tam bydło, tak beło mokro. Ale tam podobno i strasywało. Strachy mogły być rozne. Opoziedał mi kiedyś Bziałcak z Browaru ze beła taka leganda, ze po powstaniu stycniowem ukrywali się w tem miejscu ludzie którzy beli w partyzantce i jek powstanie upadło ukrywali sia przed ruskani. Ale o cem ja ci mozia – poziam ci innam razem bo to ciekawa historia. Wracom do jazdy.
Kobyła sia zatrzymała bo jakiś duzy ptak buchnął prosto jej pod nogi. Ale zaraz uciek i pojechalim dalej. Wjechalim na podworko do Stefana Dazidowego. Ja wsedłem do chałupy i się przyzitałem z jego ojcani, bo jego jus nie beło. Poset do graca. Poziedziałem o co ni chodzi, i jego ociec chatnie wysed ze mną żeby zabezpsieceć kobyłę. Wjechalim pod sope, kobełke okrelim derą, rzucielim jej siana żeby nie była głodna do rana. Stefan zidać w drodze nas zauwazoł bo zaraz po nas przysed. Zostazielim sukmanki w izbie u ojcow Stefanowych, i tylko w marynarkach i solach poślim na zabawę. Była blisko, moze ze trzy domy. A zies muse ci dodać, ze wtedy zabawy nie beły one takie sylwestrowe.Bo to nie beła bzieletowka, tylko chłopaki ze wsi zapłacili muzykantom i grali.
Dziewcaki wtedy to zaceły przychodzieć jus i same na zabawe, za ogólnem zaproseniem przez chłopakow. Ale jek chtóra chodziła jus z chłopakiem to sama na zabawę nie przysła. Chłopak po nią zachodził jek sedł na zabawę. No i starał się być trzeźwy. Jek by zidać beło po niem ze już sobzie dobrze pospsioł, to matka nie pozwoliłaby corce z nim iść. Albo by musiał matkę mocno prosić. Ociec to przeważnie nie wtrącał się w te sprawy. Bo nieraz mu i nie wypadało, jek z przysłem zięciem nie raz jus popsieli.
Gdy przyslim na zabawe, beła godzina może już osma. Ciasno beło jus w siani. Przyzitalim się ze znajomani chłopakani i cekomy. Papsierosy prazie wszyscy palą. Drżiani z sieni wali kłomb dymu, jek by się chałupa paleła.
Słuchomy, grają Sceśniaki z Oborcysk. Jek się chodziło po muzykach, to nie brak beło muzykantow zidzieć, i tak po graniu sie poznało. Sceśniaki grali najlepsi.Wtedy na pedałowce grał Stasiek – on jus dawno niezyje, umer młodem. Ojciec jego bembniął na bębenku. Nie raz się znieniali, bo i stary Sceśniak grał dobrze. Na skrzypcach grywali z nimi Bzieńkoziaki, tez z Oborcysk, sąsiedzi, Stach albo Władek. Oni jek grali to zawse ziedziałeś kiedy koniec tańca, bo przy końcu tak podciali, głośniej. Tańcowało tylko po pare par, bo było ciasno w izbie. W dodatku oprąc młodych w izbie pod ścianai na ławkach siedziały z ziecora kobziety. Musiały z ciekawości się przyglądać, który z jej dziewcakam tańcował najwięcej, a z któram dziewcakam nie chcieli tańcować. Na drugi dzień wszystko beło ziadomo.
Jesce zanim się nam dostało tańceć, wzieli nas chłopaki na mały pocęstunek. Jech z Browaru było tylko trzech, reśta tańcowała. Ale wzieli i ze trzech z Gleby i z Chudka. Na zabawe zaprasało się z tych wsi i tech kolegow u których się bywało. Wypsielim trzy, może po śtery kolejki. Wodke psieło się wtedy śklakani. Kieliskow nie było. A nieraz się trafiało psić i garnuszkiem. Samogone nieli mocną, trzeba beło uwazać żeby po wypsićiu można beło odetchnąć. A psić wypadało do dna, bo mogli się obrazieć ze ci nie smakuje. Za uproseniem nalewali pu śtachetki. Jek nie muziołeś nic, alboś się zagapsioł to nalał i pełną śklanke i wtedy psij. Na przegryzkę była tyko słonina z chlebem. Kto wtedy cymś
zapijał. Pocestunek, pocestunkiem, a ciekazieło z jeką to panną się potańcy. Bo nieziadomo które jus mają tancerzy. Tak ogolnie to browarskie dziewcaki znalim.Toć i w kościele co niedziela się bywało, a przeważnie w casie procesji można beło zobaceć, bo kiedyś duzo obrazow sie nosiło. A nosiły tylko dziewcaki, bo i zalezało jem na tem żeby obraz nosieć i się pokazać.
Wrucielim na zabawe, tańcowali chłopaki ze wsi. Po dwuch, czy trzech tańcach muzykanci przestali grać, żeby odpocąc. Po przerzie gdy muzykanci zacęli grać Stasiek Malonów podset do nich i klepnął w ręce. Muzyka przestała grać, a on zapoziedział kto będzie teraz się bazioł i muzi: a teraz zatańcy Chudek, Gleba i dwuch z Bakuły.Tańcownicy do psiersego tańca samemu się nie brało.Każdemu jeden z Browarzakow przyprowadzioł pannę. Najpsierw jemu sie skłoniło dziękując za przyprowadzenie panny, a później pannie i poszło się z nią tańceć. Sceśniaki dobrze grali parę tańców. Oberki, polecki, walczyki, tango i inne tańce. Posło nas tańceć z osiem par. Ciasno beło ale dobrze, bo w tańcu już można było się i rozgrzać. Mnie się dostała dziewucha niebrzydka, trochę mniejsa ode mnie, scupła, niała ciemne włosy i jescse splecione w warkoce. Z zidzenia ją znałem, a bliżej nie. Tańcować chyba mogła lepsiej ode mnie, bo w sybsech tańcach az poddrygiwała. Ja starałem się żeby choć po nogach jej nie deptać, bo to wstyd. Ja bełem z niej zadowolony. Ale ona zidać nie bardzo. Bo gadka nam się nie sykowała. Albom się jej nie podobał, albo niała już innego, a ze mną tańcowała z oboziąsku. Toć nikt z sobą na inną zieś panny wtedy nie wozioł. Wytancowalim chyba z sześć tańców. To i tak duzo. Bo cekali na swą kolej chłopaki z Cerziańskich a i starzy to jest „orace” tez nieli chęć potańcować.
Frankoziu jek zauwazołem trasieła się dziewucha duzo zdatniejsa od niego. Nie znałam jej. Może beła u koleżanki jeka z innej wsi. Franek chwalił się potem ze jego tancerka beła zdatnia. Niała cem jeść, cem oddychać, i na cem siedzieć.
Przestojelim kawał casu w siani, bo na dworzu było za zimno. Napalelim się papierosów, napatrzelim i na panny w tańcu, i na ludzi z Browaru. Z niektórani się i pogadało, bo po wodce każdy rozmowny. Do kolacji dostalim jesce raz potańceć.
Gdzieś po północy – bo kto niał wtedy zegarek – wzieni nas na kolacją.W izbie zaraz po sąsiedzku. Beła nas pełna izba. Bo niejscowe z dziewcakani i my, goście. Muzykanci grali wtedy dla oracow i tez nieli w tem casie koalcje.Przydała się już i ciepła kapusta z niesem i z troche wypsić. Z wypsiciem to już trzeba beło uwazać. Bo jem samogony na pewno starceło, ale o upsiciu się nie beło mowy. Bo i wstyd, i potańcować się jesce chciało, a i do domu daleko.
Nalewali wodkę wszystkiem ale nie naraz, bo skąd by wzieli tyle śklanek.Psieli tez koleją. Dziewcaki się wymaziały, ale tez jem nalewali tylko nieduzo.One i tego nie wypsiały. Umoceła usta, a reśtę wylała pod stoł. Takie wylewanie pod stoł przyjęte było i na weselach. Cęsto nogi do kolan beły po oblewane. Skońceło się wylewanie wodki jek przestali sobzie robzieć, a zaceli kupować. Wtedy boł zwyczaj ze kto nie chciał psić, to przwracał kielisek, i abo mu nie nalewali – dziewcakom, – a chłopakoziu nieraz w nie –
grzecy sposób zwracano uwagę: zieś -ja mom tez świnie, ale one korytka nie przewracają – i podnosioł kieliszek i nalał. Ale to jus beło wtedy jek kieliszki beły.
Po kolacji wrucielim na zabawe, każdy weselsy i jesce chętniejsy do tańca. Co prawda orace już pośli z kobzietani spać i ławki beły wolniejse, ale wszyscy na raz by się nie zniejścieli w tańcu, a po drugie to i dziewcakow dla wszystkich by nie starceło. W dodatku jek belo lużniej to zaraz zaceli robzieć kołecka, i para za parą, tak dla urozmaicania i żeby potańcować z trochę z kazdą panną. Z Browarzakow najlepsiej wychodziło to prowadzenie Jozwoziu Malonowamu. My dostalim jesce dwa razy potańceć z teni sameni chłopakani i z Cerzianiakani. Jek my tańcelim, to kołecka wyprowadzał taki chłopak z Chudka. Niał trochę krecone włosy, nie znom go, ale rządzioł dobrze. Pannę do tańca brało się która beła wolna, o wyborze nie beło mowy.
Po tech paru tańcach, nie nielim na co dłużej cekać. Podziekowalim chłopakom za gościne, z któreni moglim się spotkać. Poprosielim Stefana żeby posed z nani wyprowadzić kobełke, załozelim ją do zajdkow, podziekowalim Stefanoziu i do domu. Kobełka nieżle zmarzła, to gnała do domu jak ziatr. Jesce ojce nie wstali, już belim w domu.
Patrz Jozef, jek ni się to wszystko przybaceło.
Zies co Kazik, wysłuchałem cię do końca. Ale ty w tem Browarze to chyba bełeś krucej niż ni to opoziedałeś. Ze lubziś duzo gadać, to ja ziem. Ale żeby tak ględzieć, to jescsem cie nie słyszał.
A jek Józef, byś chciał żeby ci to krącej opowiedzieć, to mogłem poziedzieć tylko tak: -zies co, belim w Browarze na zabazie która beła w Sylwestra i takam się ugościli i natańcowali z dziewcakani – ze nawet się za droge nie opłaciło. – Ale to by beła nieprawda.
Albo jek ta jedna pani poziedziała, gdy się zapytała jej kolezanka w robocie jek spedziłaś Sylwestra ? Ona poziedziała; wcalem go nie spadzała, sam zlaz.
Zidzis Józef, ona niała dopsieru krotkie wspomnienie.
Na drugi raz jek będę ci co opoziedał to postarom się to zrobzieć krócej, tylko co ty z tego bedzies paniętał. Jek Pawlaki gości uraceli Trasieła się ta historia jek Pawlaki zenili już trzeciego dziewcaka – Manię. Prazie wszystko jedzenie kiedyś robzieło się sobzie w domu. Bo beło wszystko z pola a i dobytek w kazdem gospodarstwie się chowało. A ze przy weselu nie tylko mieso gotowane się już sykowało cy smazone, bo już w tym czasie kiełbasy tez beły znane. Tylko ze kiełbasy nie każdy mogł sam zrobzieć. Pawlaki najęli do robzienia wrobów Stańkowego Jozwa. On od lat się tem zajmował, co prawda dorywco. Bo niał tylko kawałek swojego zagona to i w lesie ciągle dorabział i myślictwem się przy okazji trudnioł. Tylko lubzioł trochę cyganieć. Ze świniaka jek mu się dało to mięsa dla sibzie zostazioł a w kiełbasy upchnął swojej dzicyzny. A co tam upolował i co dodawał to trudno poziedzieć. Pawlaki dali zieprza – niał około 200 kilo i jałowkę rocną. Poza słoniną można było z tego niemało kiełbasy i innych wyrobów zrobzieć. Była jesce wceśna jesień, nawet dość ciepło to nie można było chcieć żeby wceśniej wyroby zrobzioł bo nie beło gdzie jech trzymać. Lodówek wtedy nie beło. Powędzioł poprzedniego dnia żeby wszystko beło śfeze.
Rano w dniu wesela przywieźli wyroby do domu. A ze beły już przypadki że ludzie po zjedzeniu wyrobów od Stańkowego Józwa przychorowali, to Pawlak wzion po trose kazdego wyrobu i zanios sceniakoziu. Poziedział swoim chłopakom żeby zwrocieli na niego uwagę co on poźniej będzie robzioł. Już przed południem zaceli się goście zjezdzać bo o trzeciej bęndzie ślub. Wszystko odbywało się normalnie. Po powrocie z kościoła najwpierw pogościeli się wszyscy młodzi i poszli na muzykę do domu u Marcinowych. U Marcinowych zawse były muzyki bo oni nieli duzą izbę do tańcowania. W domu gościeli się potem starzy, bo naraz by beło za ciasno. Już trochę pojedli i kapusty dobrze zasmazonej i wyrobów, co kto uwazał, no i chłopy już sobzie troche popsieli samogony. Samogona to wszystkiem nigdy nie zaskodzieła, tylko tem co za duzo jej wypsieli. Naraz wpada do izby Franek – młodsy syn Pawlaka – i drze się na całą morde. Tato -za stodołą na drodze leży zdechły nas sceniak coście kiełbasę mu dawali do pozercia. Pawlak scerzieniał ze strachu i ze złości. Już w sieni przyłozoł gowniarzoziu w łeb ze tak na całą mordę w izbzie przy ludziach o tem poziedział i poleciał zobaceć sceniaka. Ną prawda. Zdechł. O mój Boze a co będzie teraz z ludziani ?W izbzie gdzie się ludzie gosćieli zapadła cisa a u niektórych i przerazenie. Jek zdech psies to i nom może zaskodzieć. Co tu teraz robźieć. O jedzeniu i gosceniu już nie ma mowy. Ci z chłopów co zięcej wypsieli zartują ze im nic nie będzie, bo wodka wszystko przezrze. I innym tez radzą żeby więcej wypsieli tylko bez zakąsania. Ale co zrobzią kobziety jek one wcale niektóre samogony nie psieły. Inni radzą żeby w jekiś sposób z siebzie to usunąć. Jesce inni żeby po lekarza do Baranowa jechać to może on by co doradzioł. Ale tylko by doradzioł – bo lekow dla wszystkich to on nie ma. A aptekarz to jest aż w Ostrołęce. Doniosło się to i do młodech na muzyke i doStańkowego Jozwa co wyroby robzioł. Młodzi jek to młodzi zawse się nie przejmują, za nich przejmują się starzy. A oni tańcują jesce sybsech tańców żeby o tym nie myśleć. Stańkow Jozew zabaza się ze on nic złego do wyrobów nie dodawał tylko z tech dobytków co mu dali. Z domu weselnego pośli wszyscy na muzykę – bo o jedzeniu nie było już mowy. Najgorzej przezywają to Pawlacy. Bo jek mogli swoich gości weselnech tak uraceć ?. Bo to juz za jeką godzinę po tym wszystkim – przylatuje Antoś od Grobli – bo doziedział się o tym wszystkiem – i pozieda ze śkoda mu za tego sceniaka ale on sam – to znacy sceniak – nie zdechł tylko on go wozem przejechał za stodołą u Pawlakow. Pawlak z kobzietą az ochłoneli – no i nic dziwnego. Za sceniaka już nic nie mozioł Antosioziu – tylko rad boł ze ludzie nie pochorują. Beło z tego potem śniechu co nie niara. A niektorem i śkoda ze lepsiej sobzie nie pojedli i popsieli. Z tego powodu ze duzo gości się wceśniej do domu rozesło – już nie ućtowali. Za to zaprosieli Pawlaki wszystkich na popraziny na drugi dzień i kiełbasa się nie zmarnowała.

Jeden z gości.